piątek, 5 grudnia 2014

Będę patrzeć

       


         Siedzieli w kuchnii już od dłużsego czasu, i mimo oczywistego chłodu najwyraźniej bawili się świetnie. Przynajmniej większość z nich, gdyż Joanna, od samegp początku niezbyt przekonana do pomysłu przychodzenia tutaj, siedziała trochę z boku obserwując jak jej znajomi radzą nad paczką budyniu jakby tu go najlepiej przyrządzić. Karina co chwila rzucała ukradkowe spojrzenai w stronę Daniela, na co Marysia spoglądała z ciekawością. Gdy po pewnym czasie nieokreślona ilość mleka znalazła się już w garnku, Karina z chichotem dolała resztę butelki, najwyraźniej bardzo z siebie zadowolona. Daniel popatrzył na stół z powątpiewaniem:

  - Teraz jest za dużo. Nic z tego nie wyjdzie. - powiedział

Wszyscy podążyli za jego wzrokiem w kierunku pustej paczki proszku, na którym zdjęcie jak i duży biały napis informowały, że w bardziaj sprzyjających okolicznościach da się z nich zrobić budyń.

  - Damy radę, po prostu odlejcie stąd pół kubka, a ja skoczę po drugą torebkę. - oznajmiła spokojnie Joanna, po czym wstała i wyszła czując na sobie ich wzrok. Jego wzrok. 
         Idąc korytarzami internatu z duszą na ramieniu myślała o tym, że nie powinna była w ogóle przyjmować zaproszenia dziewczyn. Źle się czuła w tym gronie, szczególnie w obecności Daniela, przy którym one były tak swobodne, a przecież ona ledwie go znała. Tym bardziej niezręcznie czuła się widząc jak Karina otwarcie z nim flirtuje. Nie cierpiała takich niekomfortowych sytuacji, a teraz voilà! z własnej woli znalazła się w centrum właśnie takiej. Karina była rozgoryczona reakcją Daniela na jej awanse i nie potrafila wyjaśnić jego obojętności, co wprawiło Joannę w jeszcze wikększe zdumienie niż fakt, że zgodziła się być widownią dla jej uśmieszków i maślanych oczu. Daniel był jednym z najpopularniejszych chłopców w szkole. Zapewne z pięć czy sześć takich Karin każdego dnia dosiadało się do niego przy obiecie, zaczepiało w szatni czy zagajało w labiryncie korytarzy. ,,A może poprostu zazdrościsz jej odwagi?'' szepnęło coś w głowie Joanny. ,,Nie'' pomyślała kładąc dłoń na klamce drzwi do kuchni ,,Moje serce należy do innego. I będzie należeć do końca, nawet jeśli on już nigdy na mnie nie spojrzy''.
       W środku tak jak przedtem panowało ogóle rozbawienie, więc Joanna by nie zbliżać się do stołu, przy którym siedzieli, zajęła bezpiecznie odległą pozycję przy kuchence bezceremonialnie mieszając budyń. Rzadka jasnożółta maź zdawała się gęstnieć, więc dziewczyna stwierdziła, że musi spróbować, czy jest wystarczjąco słodka; nabrała odrobinę łyżeczką i ostudziła oddechem, jednak zanim wpakowała ją do ust, zatrzymał ją zdumiony głos Daniela.





  - Czekaj dziewczyno! Nie musisz tego próbować, zaraz zawołam jakiegoś królika doświadczalnego.
Życie ci nie miłe? - spytał z uśmiechem.

Z początku Joanna nie zrozumiała, co ma na myśli, jednak potem przypomniała sobie, jak wcześniej żartowali, że ich nieumiejętne przyrządzanie deseru skończy się niechybnie czyimś zgonem, albo przynajmniej zatruciem.

  - Przynajmniej umrę w oryginalny sposób. - wzruszyła ramionami - Zamordowana przez budyń.

  - Tak... - spoważniał nagle Daniel - Można umrzeć na wiele sposobów. Można się zastrzelić, powiesić, można podciać sobie żyły i się wykrwawić, zatem można i pewnie zabić się budyniem.

Joanna utkwiła nieruchome spojrzenie w bulgoczącym granku, starając się przetrawić znaczenie usłyszanych słów.


                                                                                 *


Wiem, że się nie przesłyszałam. I szczerze, jestem zmęczona marwieniem się i próbami wymyślenia jakiegoś rozwiązania, a najgorzsze jet chyba to, że nic konkretnego nie wymyśliłam. Ale zamierzam przyglądać się uważniej, zwracać uwagę na szczególy, by w razie potrzeby zareagować w porę.

Wiecie, czasem na forach internetowych ludzie grają w grę, która polega na zadawaniu sobie nawzajem pytań, i czasem pada pytanie ,,Czego nie życzyłbyś nigdy najgorszemu wrogowi?''. Najczęstsza odpowiedź to ,,choroby'', ,,śmierci'' , chociaż czasem rzeczy gorsze niż śmierć czają się w mrokach ludzkiego umysłu. Ja osobiście najgorzszemu wrogowi nigdy nie życzyłabym, żeby jakiś jego bliski odebrał sobie życie. Niewiele jest rzeczy, które powodują poczucie większej bezsilności niż ta, która wiąże się ze świadomością, że ktoś stanowiący część twojego życia odszedł z własnej woli.

A bezsilność to niebezpiczna sprawa. Budzi w ludziach demony, których istnienia nawet nie podejrzewają.

Za parę dni postaram się napisać coś lepszego, choć ostatnio w ogóle nie mam do tego głowy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz